Od 15 do 21 października, dzięki mojemu Uniwersytetowi ESRA, miałam możliwość być gościem trzydziestego drugiego z kolei międzynarodowego festiwalu filmowego Bracia Manaki w Bitoli, pod tytułem "Keep on watching". Wszystkie filmy które obejrzałam bardzo mi się podobały - niektóre więcej, niektóre mniej, ale każdy z nich był wart poświęcenia tych półtorej, lub dwóch godzin koncentracji. Muszę się przyznać do tego że praktycznie od zawsze nie lubiłam czytać napisów kiedy oglądam film obcojęzyczny, bo w ten sposób nie mogę się zrelaksować i wejść w głąb fabuły filmu. Jednak, jestem bardzo szczęśliwa, że miałam możliwość obejrzeć trzy polskie filmy - w języku polskim, które sprawiły że poczułam się "jak w domu" :)
Kłamstwem będzie jeśli powiem, że tylko trzy polskie mi się bardzo podobały, bo z całego festiwalu najbardziej przypadł mi do gustu jeden z ostatnich filmów na festiwalu - serbski zatytułowany: "White White World" w reżyserii Olega Novkovicza, scenariusz Mileny Markowicz. Najprawdopodobniej historyjka trafiła mnie w serce, a i mocne postacie. Fabuła jest z życia wzięta i bardzo intrygująca. W skrócie chodzi o to że "Pan Król" (główna postać) dowiaduje się, że jest ojcem (nastoletniej dziewczyny, która go kocha i która jest z nim w ciąży) i że zostanie dziadkiem własnego dziecka. ...A może w serce trafiło mnie to, że ponownie nie musiałam czytać napisów, bo film był w języku dobrze mi znanym i mogłam spokojnie oglądać, a nie czytać :D
Wracając do polskich filmów, film "Wenecja" oparty na krótkiej powieści Włodzimierza Odojewskiego w reżyserii Jana Jakuba Kolskiego był w oficjalnym programie. Natomiast 30 minutowy film "Niedostępna" w reżyserii Jakuba Stożka był w części dokumentalnych filmów, a mój ulubiony z tych trzech (i na drugim miejscu po "White White World"), jest film "Zamrożone historie" Grzegorza Jaroszuka. Naprawdę nie mam zamiaru opowiadać o każdym z nich, bo można przeczytać o co w nich chodzi na wielu stronach internetowych. Nie jestem też krytykiem filmowym abym mogła wystąpić z porządnymi argumentami mojej opinii. W każdym bądź razie, "Wenecja" według mnie jest trochę zbyt długim filmem, a może fakt, że jego projekcja była po północy wywarł na mnie takie wrażenie. Lubię filmy o wojnie, bo dzięki nim mogę się dowiedzieć jak ciężko było moim rodakom. Film ten opowiada o Drugiej Wojnie Światowej i o tym jak mały Marek marzy o mieście miłości. To marzenie się i trochę spełnia, bo Marek ma własną "Wenecję" w zalanej piwnicy...
"Zamrożone historie" według mnie jest bardzo pouczający i powinni go obejrzeć wszyscy, a szczególnie młodzi ludzie w moim wieku, którzy kończą studia, nie mają pracy i stracili entuzjazm i cel w życiu. W tym filmie dwoje najgorszych pracowników ogromnej chłodni w supermarkecie, będący w depresji i bez żadnego celu w życiu, na rozkaz ich szefa muszą sobie znaleźć ten cel i to w ciągu dwóch dni! Najśmieszniejsze jest to, że ta nieszczęśliwa para - młody chłopak i to bardzo przystojny i dziewczyna i to całkiem ładna, zamiast uczestniczyć w programie, który wyszukuje najnieszczęśliwego człowieka, swój życiowy cel znajdują w sobie zakochując się jedno w drugim. Dla nich nie ważne jest już mieszkanie, które mogli dostać jako nagrodę w programie, bo odnaleźli siebie na wzajem i to dzięki ich staremu, nędznemu szefowi, który właśnie chciał aby do tego doszło ;)
Nie zrozumcie mnie źle, bo nie miałam na myśli to, że trzeba nieustannie szukać miłości! Miłość sama nas odnajdzie, jeśli tylko my też będziemy ją dawać innym ludziom. Zawsze łatwiej jest we dwoje i jak ma się ramie na którym możemy się wypłakać, albo kogoś z kim możemy podzielić swoją radość. Dla tego nie czekajcie na cud, tylko weźcie kogoś bliskiego pod rękę i pośpieszcie do kina!!! Poczujcie filmową magię, a problemy nędznej codzienności - same się rozwiążą! GWARANTUJĘ =]
Kłamstwem będzie jeśli powiem, że tylko trzy polskie mi się bardzo podobały, bo z całego festiwalu najbardziej przypadł mi do gustu jeden z ostatnich filmów na festiwalu - serbski zatytułowany: "White White World" w reżyserii Olega Novkovicza, scenariusz Mileny Markowicz. Najprawdopodobniej historyjka trafiła mnie w serce, a i mocne postacie. Fabuła jest z życia wzięta i bardzo intrygująca. W skrócie chodzi o to że "Pan Król" (główna postać) dowiaduje się, że jest ojcem (nastoletniej dziewczyny, która go kocha i która jest z nim w ciąży) i że zostanie dziadkiem własnego dziecka. ...A może w serce trafiło mnie to, że ponownie nie musiałam czytać napisów, bo film był w języku dobrze mi znanym i mogłam spokojnie oglądać, a nie czytać :D
Wracając do polskich filmów, film "Wenecja" oparty na krótkiej powieści Włodzimierza Odojewskiego w reżyserii Jana Jakuba Kolskiego był w oficjalnym programie. Natomiast 30 minutowy film "Niedostępna" w reżyserii Jakuba Stożka był w części dokumentalnych filmów, a mój ulubiony z tych trzech (i na drugim miejscu po "White White World"), jest film "Zamrożone historie" Grzegorza Jaroszuka. Naprawdę nie mam zamiaru opowiadać o każdym z nich, bo można przeczytać o co w nich chodzi na wielu stronach internetowych. Nie jestem też krytykiem filmowym abym mogła wystąpić z porządnymi argumentami mojej opinii. W każdym bądź razie, "Wenecja" według mnie jest trochę zbyt długim filmem, a może fakt, że jego projekcja była po północy wywarł na mnie takie wrażenie. Lubię filmy o wojnie, bo dzięki nim mogę się dowiedzieć jak ciężko było moim rodakom. Film ten opowiada o Drugiej Wojnie Światowej i o tym jak mały Marek marzy o mieście miłości. To marzenie się i trochę spełnia, bo Marek ma własną "Wenecję" w zalanej piwnicy...
"Zamrożone historie" według mnie jest bardzo pouczający i powinni go obejrzeć wszyscy, a szczególnie młodzi ludzie w moim wieku, którzy kończą studia, nie mają pracy i stracili entuzjazm i cel w życiu. W tym filmie dwoje najgorszych pracowników ogromnej chłodni w supermarkecie, będący w depresji i bez żadnego celu w życiu, na rozkaz ich szefa muszą sobie znaleźć ten cel i to w ciągu dwóch dni! Najśmieszniejsze jest to, że ta nieszczęśliwa para - młody chłopak i to bardzo przystojny i dziewczyna i to całkiem ładna, zamiast uczestniczyć w programie, który wyszukuje najnieszczęśliwego człowieka, swój życiowy cel znajdują w sobie zakochując się jedno w drugim. Dla nich nie ważne jest już mieszkanie, które mogli dostać jako nagrodę w programie, bo odnaleźli siebie na wzajem i to dzięki ich staremu, nędznemu szefowi, który właśnie chciał aby do tego doszło ;)
Nie zrozumcie mnie źle, bo nie miałam na myśli to, że trzeba nieustannie szukać miłości! Miłość sama nas odnajdzie, jeśli tylko my też będziemy ją dawać innym ludziom. Zawsze łatwiej jest we dwoje i jak ma się ramie na którym możemy się wypłakać, albo kogoś z kim możemy podzielić swoją radość. Dla tego nie czekajcie na cud, tylko weźcie kogoś bliskiego pod rękę i pośpieszcie do kina!!! Poczujcie filmową magię, a problemy nędznej codzienności - same się rozwiążą! GWARANTUJĘ =]